sobota, 9 marca 2013

Sobota z soundtrackiem: Wall-e



Witajcie! Chciałbym wam zaprezentować nowy cykl notek na Kino Myśli! Jako, że z częstotliwością dodawania notek ostatnio było dość… krucho, postanowiłem, że co tydzień w sobotę będę wam prezentował nowy soundtrack. Mam nadzieję, że korzyści będą dwustronne: wy miło spędzicie czas przy świetnej muzyce a ja wprowadzę trochę więcej systematyczności. Oczywiście co by nie było zbyt monotonnie poszczególne notki o soundtrackach będę starał się przetykać normalnymi. No to lecim!

Na pierwszy ogień idzie moja ulubiona produkcja magików ze studia Pixara: „Wall-e”. Mistrzowie ciarek na plecach, wirtuozi gry na emocjach… jakkolwiek by ich nie nazywać jedno jest pewne: chłopaki i dziewczyny z Pixara robią cholernie dobre animacje. Magia ich produkcji polega na tym, że potrafią pokazać wzruszające i piękne sceny bez użycia słów (każdy kto widział początek „Odlotu” wie o czym mówię). Tak samo jest z „Wall-e”, gdzie główny bohater, niczym jakiś pokemon, potrafi wymawiać tylko swoje imię. Ale to nie szkodzi gdyż ciężar przekazania emocji biorą na siebie jego mimika i ścieżka dźwiękowa, na której chcę się tu skupić.

Za soundtrack odpowiada Thomas Newman, który wraz z Pixarem współpracował już przy okazji „Gdzie jest Nemo”. Oprócz utworów skomponowanych przez Newmana (będących mieszanką klasycznych instrumentów i elektronicznych sampli) na soundtracku znaleźć też można dwie perełki: „Put on your Sunday clothes” z musicalu „Hello, Dolly!” oraz „La vie en rose” w wykonaniu Louisa Armstronga. Powiem wam, że gdy oglądam czołówkę filmu i po uroczym i optymistycznym „Put on your Sunday clothes” słyszę upiorny utwór o nazwie „2815a.d.” to aż się wzdrygam od gęsiej skórki. Wybitne połączenie. Ale tytuł najlepszego utworu całego soundtracka według mnie przypada „Define Dancing”, które towarzyszy scenie kosmicznego tańca.


Kurczę, jest coś takiego w soundtrackach do Pixarowych produkcji co szarpie za nerwy połączone z kanalikami łzowymi prawda? Co ciekawe, reżyser chciał by w tej właśnie scenie w tle leciał „Stardust” Binga Crosby’ego, lecz Newman się uparł i całe szczęście! Skrzywdziłby ten film niezmiernie a tak dzięki temu otrzymujemy utwór – perełkę, który idealnie uzupełnia scenę (ah ten buziak od EVE!). Reszta ścieżki dźwiękowej prezentuje również wysoki poziom z wybijającym się ponad resztę motywem małego robocika M-O; znalazło się też miejsce na małe muzyczne odniesienie (uwaga: spory spojler do „Wall-e” w linku) do klasyki kina Sci-Fi. Całość została nominowana do dwóch Oscarów w kategoriach Najlepsza Muzyka i Najlepsza Piosenka (w obu wygrał maksymalnie przereklamowany wg. mnie film „Slumdog. Milioner z ulicy”).

To by było tyle na dziś. Co powiecie na taką formę cotygodniowych notek? Macie propozycje jakichś innych soundtracków, które powinienem za tydzień omówić?

5 komentarzy:

  1. Ja lubię bardzo oglądać napisy końcowe tej animacji i jej kawałek też bardzo mi się podoba :)

    http://www.youtube.com/watch?v=PuR8uq9J7gw

    Pozdrawiam Julię, bo wiem, że Wall-e to jej ulubiony film :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobry pomysł z tym muzycznym cyklem, bo jeżeli chodzi o muzykę to recenzje, albo o tym milczą, albo nie mówią wcale. Pomstuje nasz system edukacji :(.

    Trzymam kciuki, aby założenie "cotygodniowości" zostało wykonane :P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Cotygodniowości" dopilnuję osobiście Jarku!!

      Usuń
    2. To milczą czy nie mówią? ;) Informacji o muzyce w recenzjach filmów w brew pozorom pokazuje się, ale nie opisują tak dokładnie jak Piotrek, bo wtedy cała recenzja była by o muzyce, a nie filmie.

      Tylko nie wiem, co ma polska edukacja do tego. Jednak idąc dalej tą drogą pozwolę sobie pójść w skrajność i stwierdzić, że gdyby nie było polskiej edukacji, wszyscy byli byśmy mądrzejsi :D

      Usuń
  3. Kawał dobrego tekstu. Ja kierując się zasadą „Nie znam się, ale się wypowiem” pozwolę sobie stwierdzić, że Oskary należały się „Wall-e” choćby za świetną końcową animacje, a nie „Slumdog. Milioner z ulicy”, który był tak słaby, że nawet go nie oglądałem.

    Poważniej, co do muzyki w Wall-e zgadzam się, potrafi porwać za serce. Szczególnie podobał mi się kawałek Louisa Armstronga, bo zakochałem się w tym murzynie od momentu, gdy usłyszałem jego utwór specjalnie stworzył do gry Fallaut 2. Chociaż chyba o tym nie wiedział, gdy tworzył ten kawałek.

    OdpowiedzUsuń