piątek, 3 maja 2013

Recenzja: Olimp w ogniu

Długo zastanawiałem się czy istnieje możliwość napisania tej recenzji bez jakichkolwiek odniesień do pierwszej Szklanej Pułapki. Po głębokim namyśle (czyli wizycie w toalecie podczas pisania tej notki) stwierdziłem, że jest to kompletnie niemożliwe. Sami zobaczcie: samotny facet, w zamkniętym środowisku przejętym przez terrorystów, praktycznie bez broni. Jedyną różnicą jest odrobinkę mniejsza ale jakby trochę bardziej rozpoznawalna miejscówka.

A to nie ten znany dom z Beverly Hills?


Mam w zwyczaju poświęcać drugi akapit każdej recenzji na krótkie przybliżenie fabuły, ale tym razem poświęcę jej odrobinkę mniej, bo tylko jedno zdanie. Terroryści zajmują Biały Dom, biorą prezydenta na zakładnika i tylko Mike Banning (w tej roli Gerard Butler) może ich powstrzymać. Nie zrozumcie mnie źle: fabuła zaskoczyła mnie na plus w dwójnasób. Po pierwsze: że w ogóle była i to całkiem niezła. Po drugie: że była całkiem wiarygodna i nie rozłaziła się! Bałem się, że sam atak na Biały Dom będzie tak bardzo oderwany od rzeczywistości, że równie dobrze terroryści mogliby się tam teleportować z pokładu USS Enterprise. A tu niespodzianka bo nie pojawiły się żadne zgrzyty! Nawet charakterystyczny dla tego typu filmów Amerykański patos został zaserwowany w zjadliwej ilości. Podczas seansu odczułem kilkakrotnie, że scenarzyści mieli okazję schrzanić "Olimp" ale na szczęście z okazji tej nie skorzystali. Mimo, że nie obyło się bez powielania pewnych schematów to wszystko odbyło się sprawnie, bez przestojów i wciągnęło mnie bardzo szybko.

Duża w tym zasługa samego Gerarda Butlera, który w końcu (po kilku wycieczkach w stronę komedii) powraca do grania twardzielów. W "Olimpie w ogniu" jest niczym John McClane w wersji 2.0. Bezkompromisowy, wyzuty ze skrupułów twardziel, który się nie cacka z nikim. I tu ponownie pojawia się talent scenarzystów, którzy jakimś cudem utrzymali ten worek wrzącego testosteronu w ryzach i nie pozwolili by film stał się bezmyślną jatką. Wszelkie strzelaniny są przemyślane, dobrze wyreżyserowane i nie czuje się by były wrzucone na siłę. Do tego urzekła mnie taka jakaś... soczystość tego filmu. Mięsiste dialogi, obowiązkowa wymiana gróźb między bohaterem a głównym złym no i wyjątkowo krwawe strzelaniny i sceny walki. Nie miejcie żadnych złudzeń: ten film to męska rozrywka.

Podsumowując: osobiście uważam, że gdyby "Olimp w ogniu" został uznany za nieoficjalną kontynuację Szklanej Pułapki to chyba nikt by się nie obraził. Polecam w szczególności kinomanom spragnionym dobrego, aczkolwiek niewymagającego kina sensacyjnego.

Moja ocena: 7

2 komentarze:

  1. Hmmm teraz jak to tym mówisz, to żałuję, że nie poszłam :P

    OdpowiedzUsuń
  2. zajebisty film bylam i mega mi sie podobal Gerard jest boski, zagral mega dobrze, plus do tego oplaca sie ten film zobaczyc w kinie bo efekty robia swoje, jedyne co mam do zarzucenia to fakt ze takimi filmami scenarzysci podsuwaja wiele glupich pomyslow terrorystom ale juz na to nic nie poradzimy, jak ma byc wojna to i tak bd

    OdpowiedzUsuń