czwartek, 3 stycznia 2013

Recenzja: "Hobbit: Niezwykła podróż".



Hej ho, hej ho, rozwalić Pierścień by się szło! Chociaż nie… to nie ta pieśń. Ale nie powinno was dziwić, że mi się to myli ponieważ ta nowa jest wybitnie podobna. Pierwsze sceny „Hobbita” sprawiają, że czujemy się jak na starych śmieciach – witają nas znajome postaci, swojskie wydają się też plenery a do tego w tle przygrywa muzyka, którą znamy i kochamy (i wałkujemy co najmniej raz w tygodniu). Nic, nawet cholerna czcionka, którą napisali tytuł, nie pozostawia wątpliwości: wracamy do Śródziemia by wyruszyć w kolejną, przepełnioną magią, podróż!

Ahh, jak miło powitać starego druha!

Tym razem śledzimy losy Bilba Bagginsa, hobbita wiodącego spokojne i sielskie życie w najbardziej zielonym zakątku Śródziemia - Shire. Sielankę niestety przerywa zew przygody, który pod postacią czarodzieja Gandalfa pojawia się na progu domku Bilba. Ów czarodziej wybrał bowiem naszego hobbita jako 14 członka wyprawy krasnoludów mającej na celu odzyskanie utraconej na rzecz straszliwego smoka krasnoludzkiej ojczyzny. Jak możemy przypuszczać wyprawa nie będzie łatwa i podczas niej Bilbo będzie musiał się niejednokrotnie popisać sprytem i odwagą. Jest tylko jeden mały problem: podróż trwać będzie aż 3 części i w najnowszej tak naprawdę ta wesoła gromadka ledwo czyni jakiekolwiek postępy.

Peter Jackson w przypływie szaleństwa/geniuszu (granica tutaj jest okropnie cienka) postanowił rozszerzyć znaną z „Hobbita” historię o nowe wątki zaczerpnięte z „Niedokończonych Opowieści” i innych źródeł dających szerszy pogląd na całą historię Śródziemia. Nie mówię, że to źle ponieważ mi jako wielkiemu fanowi twórczości Tolkiena sprawiało przyjemność wyłapywanie smaczków i innych odniesień. Problem tkwi jednak gdzie indziej: Jackson naotwierał sporą ilość wątków, z których naprawdę niewiele zostaje wyjaśnionych. Przez to pierwsza część filmu (ale dopiero po wyruszeniu z Shire’u) może wydawać się odrobinkę przegadana – w jakiś sposób trzeba było zawiązać te wątki prawda? Brakuje też jakiejś bardziej określonej konkluzji, bardziej wyraźnego zakończenia.

Ale tak naprawdę co z tego! To nadal jest nasze Śródziemie, które tak zapadło w pamięć po trylogii „Władcy Pierścieni”. Wrażenie braku konkluzji może być równie dobrze spowodowane faktem, że chciałoby się oglądać dalej! Całość mnie nie znużyła a te trzy godziny w kinie minęły dość szybko. Mimo wszystkich  spowolnień w rozwoju fabuły, widz (jeśli na to pozwoli) jest porywany przez wizję wykreowanej przez Tolkiena i przeniesionej tak dobrze na ekran krainy. Magiczność świata wylewa się z ekranu hektolitrami a nasza wesoła gromadka pakuje się w coraz ciekawsze sytuacje uzupełniane świetnymi sekwencjami akcji. Znajdzie się nawet kilka scen–perełek, spośród których wybija się genialna scena z Gollumem, która przewyższyła wszelkie moje wyobrażenia. To po prostu trzeba zobaczyć! W porównaniu z „Władcą Pierścieni”, „Hobbit” wydaje się bardziej… baśniowy; o ile ten pierwszy to epopeja fantasy tak „Niezwykła Podróż” to czysta baśń z rozmawianiem ze zwierzętami i króliczymi zaprzęgami na czele. Czy to źle czy dobrze zależy od osobistych upodobań widza; mnie taka konwencja bardzo przypadła do gustu.

Standardowo – słówko o stronie technicznej. 3D o dziwo sprawuje się całkiem nieźle nawet w mocno zaciemnionych scenach, ale jest użyte głównie do nadania „głębi” obrazowi: nie spodziewajcie się wylatujących z ekranu dzid (najlepsze efekty 3D są… na reklamach). Dodatkowo, „Hobbita” udało mi się zobaczyć w osławionych 48 klatkach na sekundę i muszę wam powiedzieć jedno: rewelacji nie ma. Dość dobrze sprawdza się w szerokich ujęciach pokazujących przepiękne plenery (co tu ukrywać: Nowa Zelandia jest jednym z najważniejszych aktorów w tym filmie) i po jakichś 15 minutach przestaje się zauważać ten efekt; przynajmniej do czasu gdy nie pojawia się jakaś scena, która wygląda jakby ją na przewijaniu włączyli. Trwa to zazwyczaj chwilkę ale potrafi skutecznie wyrwać ze „wczuwki”, boleśnie przypominając, że siedzi się w sali kinowej.

Czy zatem warto iść do kina na „Hobbita”? Według mnie jak najbardziej! Wszelkie mankamenty i niedostatki nie są w stanie przyćmić tego jak bardzo dobry jest ten film. Jeśli ktoś jest fanem „Władcy Pierścieni” lub jeśli komuś się on „tylko” podobał to tak naprawdę nie muszę go zachęcać. Co innego jak się go nie widziało, wtedy trzeba sobie odpowiedzieć na jedno bardzo ważne pytanie: czy jesteś gotowy wpuścić trochę magii i czarów do swojego życia? Chociaż na trzy godziny?

Moja ocena: 8

Ps. Masz ciarki słuchając tego nagrania? Tak? To gratuluję - "Hobbit" przypadnie Ci do gustu.

7 komentarzy:

  1. O tak! Ciarki to mało powiedziane :P :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chociaż na 3 godziny, z czego jedną się wynudzi (przynajmniej jeśli ktoś książkę czytał) :P
    Ogólnie muszę nie zgodzić się z tym, że nie miało to konkluzji. Może ten początek i spowolnienia akcji miały na celu pokazanie, jak bardzo Bilbo nie pasuje do nich i ile razy przeszło mu przez myśl, żeby odejść. A w finale robi to, czego się po nim nie spodziewali i zmieniają zdanie o nim, więc jakiś sens tego wszystkiego chyba był.
    :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Po dłuższym zastanowieniu, obejrzałabym jeszcze raz, gdyby tej pierwszej godziny nie było :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeżeli pierwsza cześć hobbita wydaje ci się przegadana to co powiesz o pierwszej części władcy pierścieni? ;)

    Ogólnie mi film bardzo przypadł do gustu i jeżeli nadal będzie trzymał podobny poziom to uznam wyższość hobbita nad władcą ;P

    OdpowiedzUsuń
  5. i muszę się zgodzić z Arkiem (choć ciężkie to jest uczucie) było wspaniale! normalnie dawno tak mnie nie wciągnął żaden film co bym od niego wzroku nie odrywała i nawet nie wiem kiedy minęły te 3 godz. króliczy zaprzęg cisnął zwłaszcza jeden osobnik co tak fajnie startował :) powiem raz jeszcze spaniały i chyba muszę w końcu obejrzeć Władcę :P

    OdpowiedzUsuń
  6. 3h to jak 1h minęło mi na Atlasie chmur. Pierwsza godzina była wyjątkowo przegadana (walczyłam ze sobą, żeby nie zasnąć), ale reszta bardzo faaaajnie. Ale się zgodzę z Arkiem, jeśli reszta będzie trzymać poziome tej lepszej części Hobbita, to będzie lepsza niż Władca :)

    OdpowiedzUsuń