sobota, 8 września 2012

Zmieniając scenariusze.



Niewielu z nas zdaje sobie sprawę, że scenariusz filmowy nigdy nie jest ostateczny. A to ktoś postanowi zaimprowizować (jak w jednej z najlepszych scenkiedykolwiek nakręconych), a to ktoś delikatnie zmieni scenariusz, a to ktoś uzna, że film, już po wypuszczeniu, jest za długi i go skraca, a to ktoś przerabia go milion razy narażając się na gniew fanów. Nieważne są powody… ważne jest, że to dzieje się na porządku dziennym. Niektóre zmiany wprowadzane po pokazach próbnych nie koniecznie muszą być dobre. Tak było np. w przypadku „Jestem Legendą” z Willem Smithem.

Przez cały film reżyser subtelnie dawał do zrozumienia, że te wampiro-podobne istoty tak naprawdę są rozumne, co miało naprawdę sporo sensu. I co? Reakcje na pierwotne zakończenie (można je zobaczyć tutaj) nie były pozytywne (nie wiem czemu) więc reżyser postanowił dokręcić inne, bardziej melodramatyczne, które jednak zadało kłam temu co przez cały film próbował osiągnąć. No ale cóż poradzić… w końcu nasz klient nasz pan. Ale właściwie to chciałem wam powiedzieć o jednej zmianie, która moim skromnym, subiektywnym zdaniem wyszła filmowi na dobre. Widzieliście „Leona Zawodowca”?

 
Nie? To nadrobić zaległości! Ale już!


















Lojalnie ostrzegam o spojlerach w dalszej części notki, więc jeśli nie chcecie sobie psuć filmu to nie czytajcie dalej. Tych z was, którzy już widzieli Leona zapraszam do dalszej lektury.

W połowie filmu widzimy, że relacja Leona i Mathildy robi się coraz bardziej napięta; czuć, że coś wisi w powietrzu, ale jako, że Mathilda jest jeszcze dzieckiem (w filmie ma jakieś 12 lat o ile pamięć mnie nie myli) do niczego nie dochodzi. W pewnym momencie jesteśmy świadkami sceny, w której Leon budzi się i zdaje sobie sprawę, że mała dziewczynka wpatruje się w niego intensywnie. I to by było na tyle, całe to napięcie nie wychodzi ponad to. Oczywiście jest też wersja międzynarodowa filmu, w której Mathilda, w noc poprzedzającą tą scenę próbuje namówić Leona na seks, lecz on znajduje jakąś wymówkę i ją spławia.

 
Byłbym… kiepskim kochankiem. (Serio tak powiedział)








To nic jednak w porównaniu do oryginalnego scenariusza, który można bez problemu znaleźć w necie, gdzie Leon naprawdę uprawia seks. Z dwunastolatką. Płacząc. Najgorszy jednak w tym wszystkim jest sposób w jaki scenarzysta opisał tą scenę. Zresztą sami zobaczcie (możecie klikać na zdjęcie - będzie w większej rozdzielczości):















Dla tych co nie szprechają po angielsku chciałbym zaprezentować moje własne tłumaczenie podkreślonych fragmentów:


#1: „Mathilda jest zbyt młoda, ale jest też jednocześnie zbyt piękna, zbyt śliczna, zbyt słodka i zbyt delikatna… Słodko, bardzo słodko, wchodzi na niego”

#2: „Ale, do diabła, jak pięknie jest zobaczyć ich uprawiających słodką miłość”

Kurde, nie wiem jak wam ale mi zapala się lampka ostrzegawcza oznaczona plakietką „ktoś tu jest chyba chorym zbokiem”. Rozumiem, że scenarzysta chciał pokazać w jaki sposób miłość do rodziców może się przenosić na kogoś innego (co ponoć jest badane przez psychologów), ale kurde to nie tak powinno wyglądać nie? Dlatego też decyzję o wycięciu tej sceny ze scenariusza przyjmuję z ulgą. W ten sposób dostajemy film, który sugeruje, który podsuwa pewne pytania ale nie łopatologicznie i sama kwestia pozostaje w sferze gdybań. Oczywiście chodzi w nim o więź jaka się tworzy między tymi dwoma bohaterami ale ta więź ma trochę inny charakter niż sobie wymyślił twórca pierwotnego scenariusza. A wy jak myślicie? Która wersja jest według was lepsza?

To by było dziś na tyle. Na pewno wrócę jeszcze do tego tematu, bo przykładów jest całkiem sporo. A na koniec chciałbym powiedzieć, że ktoś powinien chyba przeszukać komputer tego scenarzysty. Tak na wszelki wypadek.

3 komentarze:

  1. A co powinien.. może z doświadczenia czerpał inspiracje :P
    A ten dialog w scenariuszu jak z "Fifty shades of Grey" :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozwolę sobie na cytat "I don't tower you!" To musi być jakaś podpucha!

    OdpowiedzUsuń
  3. To że scenariusz jest zmieniany n razy na każdym niemal etapie produkcji specjalnie mnie nie dziwi. Najpierw jest to wersja scenarzysty (z której nie wiele pewnie zostaje), potem jest wersja reżysera, a potem jest (jedynie słuszna) wersja producenta.

    Tutaj mała dygresja. Jest takie anime Code Geass, twórcy żalili się, że producent związał im ręce jeżeli chodzi o scenariusz. Animacja okazała się wielkim hiciorem, więc twórcy postanowili nakręcić Guilty Crown, już bez pomocy producenta (mieli kasiorę więc mogli). Dziś fani błogosławią producentów, że mieli pieczę nad CG, bo inaczej byłby to taki sam gniot jak GC.

    Co do scenarzysty Leona, on chciał po prostu zrobić coś na miarę Lolity, albo rzeczywiście miał pedofilskie ciągoty.

    OdpowiedzUsuń