Jedną z najciekawszych wiadomości ostatnich dni jest transakcja
dokonana przez Disneya. Otóż chłopaki od Myszki Miki i ferajny kupili sobie na
własność Lucasfilm, wytwórnię należącą do niejakiego George’a „Nie-dam-spokoju-własnym-filmom”
Lucasa – twórcę (są tacy którzy tego nie wiedzą?) sagi Gwiezdnych Wojen. Kupiona
za cenę 4,05 miliarda dolarów wytwórnia dołącza tym samym do zakupionych
wcześniej Pixara i Marvela (proszę powiedzcie mi, że nie muszę informować was
co to?).
Ogólnie sama wiadomość przeszłaby bez większego echa gdyby nie jeden
maciupki szczegół: zapowiedziano kolejną część Gwiezdnych Wojen! Nie serial
animowany, nie serial z aktorami nawet nie animowany film tylko kolejny
pełnoprawny epizod, tym razem opatrzony numerkiem 7! Poza tym, że planowany na
2015 Epizod 7 jest pierwszym z wielu mających być wydawanych co 2-3 lata
epizodów nie znamy żadnych szczegółów. Ale to wystarczyło by wszyscy fani astmatycznego
dyszenia i szermierki z latarkami w ręku zadrżeli z jednocześnie podniecenia i
strachu. Podniecenia, bo to w końcu kolejna część ich ukochanej sagi, strachu
bo jak można zrobić sensowny ciąg dalszy gdy wszyscy najważniejsi aktorzy ze
starej trylogii dobijają właśnie do wieku Yody?
Można ich zastąpić głównymi
postaciami z Disneya!
Dla tych, którzy obawiają się, że przejęcie przez Disneya spowoduje, że
nagle Luke’owi wyrosną czarne, okrągłe uszy śpieszę z informacją: te same obawy
pojawiły się w przypadku przejęcia Marvela a jakoś nie widzę Spidermyszy
śmigającej pomiędzy wieżowcami. Do tego do Disneyowskiego zestawu księżniczek dołączyła nowa: Księżniczka Leia. Nie wiem jak wam ale mi perspektywa witającej mnie w takim stroju Lei w Disneylandzie bardzo przypadła do gustu. Ja sam podchodzę optymistycznie do tego projektu:
a nuż urodzi się z niego coś naprawdę ciekawego i wartościowego? Hah, dobra
prawie przekonałem sam siebie. Moje czarne myśli podsuwają mi następujące
obrazy: zawadiacki aktor w roli Hana Solo próbujący (nieskutecznie) ile sił upodobnić
się do Harrisona Forda, fabuła oparta na cudownym wskrzeszeniu Imperatora, przeładowanie
efektami specjalnymi a to wszystko w naszym ukochanym 3D.
Cóż… i tak pójdę na to do kina, nieważne w jakiej formie zostanie to
podane – bycie fanem zobowiązuje nie? Pozostaje mieć nadzieję, że ci ludzie
wiedzą co robią… poza tym jest szansa, że w końcu ukatrupią Jar Jar Binksa! A
to chciałbym zobaczyć w 3D.